Święta i po świętach... czyli refleksja nad Bożym Narodzeniem
Święta minęły, dużymi krokami zbliżamy się do końca tego roku.
Chyba się starzeję… jakoś nie czuję już tej magii świąt jak kiedyś. Może to kwestia tego, że to był dla mnie trudny rok. Dużo się działo – dużo dobrego, dużo złego. Na pewno te wszystkie doświadczenia w jakimś stopniu zmieniły mnie, mój świat i moje poglądy. I to chyba był efekt tego wszystkiego.
Święta minęły mi bardzo szybko… czy były wyjątkowe? Mam wrażenie, że nie, ale fakt, że nie czuję już tego tak jak kiedyś, nie oznacza, że nie lubię świąt. Wręcz przeciwnie!
Lubię ten czas świątecznych przygotowań. Żałuję, że w tym roku po raz kolejny nie udało mi się wszystkiego zrobić tak jak chciałam. Plany były obszerne, ale realizacja gdzieś się zgubiła w pośpiechu nad codziennymi obowiązkami.
I choć zwykle oczekiwania stanowczo przegrywają z rzeczywistością to i tak święta bardzo mocno kojarzą mi się z miłością i nadzieją. Tak, one niosą nadzieję, szansę na poczucie bycia kochanym, akceptowanym. Są niewątpliwie czasem zgody i przebaczenia, próbą stania się lepszym człowiekiem. Momentem refleksji, w którym można na chwilę się schować przed światem – jego ciągłym pośpiechem i nowoczesnością.
Święta z mojej perspektywy są trochę jak wzmacniacz. Wzmacniają uczucia, emocje i to wszystko, co się działo przez ten cały rok. Pokazują jakby w jasnym świetle to, co w nas jest i było przez ten cały czas. Jeśli był to szczęśliwy rok to i święta zwykle takie są, ta radość jeszcze bardziej się rozmnaża i pogłębia. Jeśli natomiast był to trudny i samotny czas, jeszcze bardziej uświadamiamy sobie czego nam brakuje i co straciliśmy.
Coraz bardziej dostrzegam ten świąteczny przerost formy nad treścią. Przygotowujemy się do świąt, chcemy, żeby było jak najwięcej i jak najlepiej, pamiętamy o wszystkim, ale zapominamy o sobie. Sprzątamy mieszkanie, ale nie sprzątamy swojego serca. Kupujemy prezenty, ale nie dajemy siebie bliskim, nie poświęcamy im czasu ani uwagi. Co tak właściwie zostało w nas po tych świętach?
Gdzieś w mojej głowie jest obraz wymarzonego Bożego Narodzenia. Tak naprawdę to każdy rok jest okazją, by to marzenie mogło się spełnić. Skoro nie w tym roku, to może w kolejnym. Szczerze? Chyba nawet mi się nie spieszy. Im bardziej coś jest wyczekane, tym bardziej człowiek to docenia i się z tego cieszy. Ten czas oczekiwania jedynie podwyższa wartość tych marzeń.
A jakie było Wasze Boże Narodzenie?
Mam dokładnie takie same przemyślenia, co do Świąt... nie jest to już to samo, co kiedyś, i sama nawet nie wiem, dlaczego... Zastanawiam się tylko, czy ta dawna, cudowna atmosfera może jeszcze powrócić, skoro najwyraźniej mnie opuściła...?
OdpowiedzUsuńI tutaj dochodzę do wniosku, że pewne rzeczy chyba się po prostu zmieniają. Bo my się zmieniamy. I pewnie nic nie będzie takie, jak dawniej... Ale, kto wie...?
W Nowym Roku, życzę Ci Kochana dużo uśmiechu, mało trosk i by oczywiście był on lepszy od poprzedniego! :*
Dziękuję Kochana! <3 wszystkiego dobrego :*
Usuń