Podporządkowana.
Odkąd pamiętam zawsze całe swoje życie podporządkowywałam pod ludzi. Nie myślałam o sobie, tylko o innych. Gdy nie mieli dla mnie czasu, cierpliwie czekałam aż go znajdą. Starałam się być wyrozumiała i na setki sposobów tłumaczyłam sobie, że powody przez nich podawane są zrozumiałe, że to wszystko faktycznie jest ważniejsze ode mnie. Gdy tylko znajdowali czas bądź potrzebowali pomocy, od razu wszystko odkładałam na bok i byłam dla nich dyspozycyjna. Wydawało mi się, że jeśli ja będę się o kogoś troszczyć, okazywać wsparcie, przejmować ich losem, poświęcać swój czas, to kiedyś w razie potrzeby otrzymam to samo.
Zawsze sądziłam, że moje zajęcia, obowiązki, pasje mogą poczekać, że warto skorzystać z okazji i możliwości spędzenia z kimś czasu. Prawda jest jednak brutalna. Większość tych ludzi, dla których byłam na jedno skinienie, spędzali ze mną czas tylko wtedy, gdy po prostu nie mieli zajęcia i było im to wygodne: mam czym się zająć, mam z kim się spotkać to nie ma mnie dla niej - nie będę tego mieć to wtedy się do niej odezwę.
Niestety, każde święta, każde wolne, każdy ważny dla mnie dzień spędzałam sama. I nie wiem, co boli bardziej: to że wiecznie musiałam być skazana na samą siebie czy to, że wcześniej każdy z tych dni był zaplanowany, z każdym z tych dni wiązały się nadzieje, a później te wszystkie plany znikały jak bańka mydlana.
Ludzie, dla których rzekomo byłam najważniejsza, woleli spędzać ten czas z kimś innym, woleli się chować w swoich czterech ścianach i udawać, że mieszkamy na dwóch różnych planetach i dojazd jest nierealny. Naiwnie wierzyłam w słowa, choć widziałam czyny i wiedziałam, co one oznaczają. Pozwalałam się usypiać pustymi słowami.
Zawsze byłam dla wszystkich, bo wydawało mi się, że człowiek jest najbardziej szczęśliwy, gdy dzieli swoje życie z ludźmi. Zapominałam w tym wszystkim, aby dogodzić samej sobie. Zapominałam o szacunku dla samej siebie i swojego czasu, pozwalałam, aby inni nim manipulowali. Moje życie przez to składało się z wiecznych rozczarowań. Czułam żal, ogromny żal, gdy po raz kolejny okazywało się, że byłam wykorzystywana, że ktoś dla kogo poświęcałam wszystko, nie był w stanie mi dać ani trochę tego samego, a przed oczami miałam wtedy właśnie te sytuacje, z których rezygnowałam dla tej osoby i tą świadomość, że wtedy powinnam wybrać inaczej. Byłam sama sobie winna i wiem, że nie mogę nikogo innego za to winić. Nie powinno mnie to nawet dziwić, że ludzie tak traktowali mnie i mój czas skoro ja sama im to pokazałam i na to pozwalałam.
Ubolewam nad tym, że były to osoby naprawdę dla mnie bardzo ważne. I jednocześnie żałuję, że pewnie straciłam wiele cennych znajomości przez to poświęcanie się tym najbliższym.
Nie będzie mi łatwo zmienić swoje przyzwyczajenia. I pewnie nie raz jeszcze popełnię ten błąd. Ale chce próbować, chce próbować zmienić na lepsze swoje życie. (Trzymajcie za mnie kciuki.)
Piszę o tym, bo chce Wam dać radę: nie zapominajcie nigdy o sobie. Bądźcie dla ludzi, ale przede wszystkim dla siebie. Nie róbcie z siebie niewolników cudzego życia tylko i wyłącznie dla czyjegoś szczęścia i wygody.
Zawsze sądziłam, że moje zajęcia, obowiązki, pasje mogą poczekać, że warto skorzystać z okazji i możliwości spędzenia z kimś czasu. Prawda jest jednak brutalna. Większość tych ludzi, dla których byłam na jedno skinienie, spędzali ze mną czas tylko wtedy, gdy po prostu nie mieli zajęcia i było im to wygodne: mam czym się zająć, mam z kim się spotkać to nie ma mnie dla niej - nie będę tego mieć to wtedy się do niej odezwę.
Niestety, każde święta, każde wolne, każdy ważny dla mnie dzień spędzałam sama. I nie wiem, co boli bardziej: to że wiecznie musiałam być skazana na samą siebie czy to, że wcześniej każdy z tych dni był zaplanowany, z każdym z tych dni wiązały się nadzieje, a później te wszystkie plany znikały jak bańka mydlana.
Ludzie, dla których rzekomo byłam najważniejsza, woleli spędzać ten czas z kimś innym, woleli się chować w swoich czterech ścianach i udawać, że mieszkamy na dwóch różnych planetach i dojazd jest nierealny. Naiwnie wierzyłam w słowa, choć widziałam czyny i wiedziałam, co one oznaczają. Pozwalałam się usypiać pustymi słowami.
Zawsze byłam dla wszystkich, bo wydawało mi się, że człowiek jest najbardziej szczęśliwy, gdy dzieli swoje życie z ludźmi. Zapominałam w tym wszystkim, aby dogodzić samej sobie. Zapominałam o szacunku dla samej siebie i swojego czasu, pozwalałam, aby inni nim manipulowali. Moje życie przez to składało się z wiecznych rozczarowań. Czułam żal, ogromny żal, gdy po raz kolejny okazywało się, że byłam wykorzystywana, że ktoś dla kogo poświęcałam wszystko, nie był w stanie mi dać ani trochę tego samego, a przed oczami miałam wtedy właśnie te sytuacje, z których rezygnowałam dla tej osoby i tą świadomość, że wtedy powinnam wybrać inaczej. Byłam sama sobie winna i wiem, że nie mogę nikogo innego za to winić. Nie powinno mnie to nawet dziwić, że ludzie tak traktowali mnie i mój czas skoro ja sama im to pokazałam i na to pozwalałam.
Ubolewam nad tym, że były to osoby naprawdę dla mnie bardzo ważne. I jednocześnie żałuję, że pewnie straciłam wiele cennych znajomości przez to poświęcanie się tym najbliższym.
Nie będzie mi łatwo zmienić swoje przyzwyczajenia. I pewnie nie raz jeszcze popełnię ten błąd. Ale chce próbować, chce próbować zmienić na lepsze swoje życie. (Trzymajcie za mnie kciuki.)
Piszę o tym, bo chce Wam dać radę: nie zapominajcie nigdy o sobie. Bądźcie dla ludzi, ale przede wszystkim dla siebie. Nie róbcie z siebie niewolników cudzego życia tylko i wyłącznie dla czyjegoś szczęścia i wygody.
Masz rację. Fajnie, że dzielisz się swoją historią. Trzymam za Ciebie kciuki i wierzę, że Ci się uda.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Gosia :)
Dziękuje Gosiu :)
UsuńBardzo emocjonalny wpis. Trzymam kciuki aby ci się udało :)
OdpowiedzUsuńZ tej strony to samo, bardzo znajomo brzmią Twoje słowa, Pati... Bardzo mocno ściskam kciuki za nas obie, musi nam się udać to zmienić!!! :* :)
OdpowiedzUsuńViv, wiem... Mam nadzieję, że u Ciebie już lepiej...
Usuńbuziaki :*
znam to bardzo dobrze i myślę czasem, że chyba już całkiem nieźle przyswoiłam sobie życie w pojedynkę. owszem, fajnie być wśród ludzi, którzy Cię rozumieją, mają dla Ciebie czas i traktują Cię jak równą sobie, ale w ostatecznym rozrachunku i tak najlepiej jest po prostu liczyć na siebie.
OdpowiedzUsuńNiestety... takie jest życie... tak jak mówią: umiesz liczyć, licz na siebie.
UsuńPozdrawiam :)
To trudna sztuka zmienić swoje przyzwyczajenia, jednak w przypadku gdy widzisz swoje przyzwyczajenia łatwiej będzie Ci moim zdaniem z nimi walczyć. Trzymam kciuki, bo to walka warta świeczki.
OdpowiedzUsuńOj nie wiem czy bym umiał. Poza tym nie zawsze mam ochotę na jakieś działania w kuchni.
Pozdrawiam!
Dziękuję! Wiem, że warto, dlatego będę się starać...
UsuńPozdrowienia
Uwielbiam Cię czytać, bo w wielu kwestiach się z Tobą zgadzam :) Ja cały czas karcę się za to, że "jestem dla wszystkich", ale w razie potrzeby dla mnie nie ma nikogo. Ludzie są bardzo interesowni i to jest zgubą naszych czasów.
OdpowiedzUsuńMarto, bardzo mi miło :)
UsuńMuszę przyznać Ci rację, nastały takie czasy, że ludzie stali się bardzo interesowni i trudno znaleźć osoby, które bezinteresownie chciałyby się dla kogoś poświęcić i móc pomóc tak po prostu.
Pozdrawiam :)
Oj też tak mam. Zawsze wszyscy są ważniejsi niż ja i to o ich potrzeby dbam najpierw. Dopiero teraz powoli rozumie, że ja też w tym wszystkim jestem ważna. Trzymam za Ciebie kciuki !:)
OdpowiedzUsuńDziękuje bardzo i również powodzenia :)
UsuńCzasem warto pomyśleć o sobie :)
OdpowiedzUsuńto prawda!
UsuńMam tak samo. Myślę o innych, pomagam im, wysłuchuje płaczów, a sama nie zawsze mam takie wsparcie. To przykre w sumie.
OdpowiedzUsuńSamo życie, niestety
UsuńPrzykro, że inni Cię nie doceniali i myśleli tylko o swoich potrzebach, gdy Ty dawałaś im swoje wsparcie. Plus jest taki, że już jesteś mądrzejsza o to doświadczenie i nie popełnisz tych samych błędów ponownie.
OdpowiedzUsuńCałe życie się uczymy. Grunt to wyciągać wnioski :)
UsuńŚwietna notka! Też miałam podobną sytuacje do Twojej ale naszczescie nie utrzymuje już kontaktu z tymi ludźmi.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciukasy zeby sie udało! :*
Znam to ale ja się zmieniłam,przynajmniej trochę:) Trzymam kciuk:)
OdpowiedzUsuń