W tym roku tradycyjny wpis z okazji urodzin bloga długo czekał na napisanie. Aczkolwiek!
I tak poszło szybciej niż czas oczekiwania moich okien na umycie 😂

Lista moich zaległości od powrotu z Azji mocno się piętrzy, a dokładając do tego jeszcze różne aspekty z życia codziennego, krótko mówiąc: żyłam ostatnio w dużym napięciu.

W trakcie dość spontanicznej rozmowy, która zupełnie nie miała iść w tym kierunku, uświadomiłam sobie skąd te moje zaległości wynikają - z mojego systemu wartości i priorytetów, który tak naprawdę to ja bardzo lubię.

Ze łzami w oczach stwierdziłam wtedy, że "wolę mieć dom pachnący ciastem niż sto wpisów na blogu".

Dla mnie "dom pachnący ciastem" to zbiór moich marzeń, filozofii życia.

Dom, który jest bezpieczną przystanią. Dom, do którego drzwi zawsze są otwarte. Dom, będący miejscem do budowania trwałych relacji. Dom pełen życzliwości i wsparcia. Dom, w którym są pamiątki po pięknych chwilach. Dom, w którym jest szczęśliwa rodzina i prawdziwa miłość. Dom, w którym co niedzielę piekę ciasto dla bliskich.

Taka wymarzona wizja domu.

Nigdy nie chciałam być znaną blogerką, nigdy nie myślałam o tym, żeby osiągać jakieś spektakularne sukcesy zawodowe, nigdy nie myślałam o tym, żeby robić duży hajs.
Ale odkąd pamiętam to marzyłam o tym, aby być żoną i matką, dobrą żoną i matką, a nawet bardzo dobrą. Aby tworzyć magię i dostrzegać wyjątkowość zwykłych chwil. Aby kolorować świat drobnymi życzliwościami.


Przez te kilka tygodni nie napisałam żadnego wpisu, nie umyłam okien, które naprawdę zwracały na siebie już mocno uwagę, nie wróciłam na siłownię, olewałam tańce, nie ogarnęłam zdjęć z wyjazdów, w sumie mogłabym długo wymieniać, bo nawet miałam problem ze znalezieniem czasu na umycie włosów 😅

ALE!
Odwiedzałam chwilową kalekę kolanową.
Zabrałam ze sobą swój sernik w góry.
Spędzałam czas z ważnymi dla mnie ludźmi.
Poznałam nowy sposób na zawijanie tortilli, który zmienił moje kulinarne życie.
Tworzyłam gify.
Oglądałam gwiazdy o północy na dachu.
Fałszowałam, myliłam teksty piosenek.
Piłam masowo herbatę w doborowym towarzystwie.
Jadłam owoce ze śmietaną i cukrem.
Wstałam na wschód słońca.
I zdecydowanie częściej chłonęłam zachody słońca.
Prowadziłam długie i głębokie rozmowy o życiu.
Biegałam z aparatem.
Świętowałam offline urodziny bloga.
Upiekłam bezę, którą uwielbiam.
Tradycyjnie jadłam pizzę nad wrocławskim brzegiem Odry.
Namalowałam obraz, choć nie potrafię malować.
Leżałam pod swoim ulubionym drzewem w parku.
Znów zaczęłam pochłaniać książki o związkach, relacjach i miłości.
Uczestniczyłam w warsztatach z kaligrafii.
Weszłam na drzewo, żeby zrywać czereśnie.

Byłam, trwałam i przeżywałam. Chłonęłam momenty. Robiłam to, co czułam, że chce zrobić. Nie patrząc na to, co powinnam zrobić lub to co według innych ludzi powinnam.

 
Czasami stawiamy sobie wymagania, które tak naprawdę nie są zgodne z nami, może kiedyś były, ale przestały, może tak naprawdę nigdy nie były, ale wydawało się nam, że fajnie będą pasować do naszego obrazu siebie w oczach własnych i innych.

Czasami w wirze codzienności narzucamy na siebie zbyt dużo. Szczególnie gdy z zewnątrz docierają do nas komunikaty, co powinniśmy. Dobrze się odżywiać, dbać o wygląd, uprawiać sport, dbać o siebie, dbać o innych, rozwijać się zawodowo, mieć idealny dom, koniecznie być człowiekiem wielu pasji etc. A doba ma tylko 24 godziny. 

Zarzuca się nas tymi komunikatami, sugerując, że gdy podołamy tym wymaganiom to będziemy naprawdę szczęśliwi, a nasze życie będzie piękne i interesujące.
Szczerze mówiąc nie podzielam tej definicji szczęścia. Mam wręcz wrażenie, że coraz więcej osób przez te społeczne wymagania gubi się w swoim życiu, ma coraz niższą samoocenę i brak zadowolenia z tego, co robią, bo wciąż wydaje im się, że to za mało.


Wczoraj byłam smutna, usiadłam na blacie w kuchni, patrzyłam w okno, które umyłam dzień wcześniej i myślałam o życiu. Przypomniał mi się też moment, w którym to okno było absolutnie brudne, ale patrząc w nie byłam szczęśliwa.
Lubię, gdy jest czysto, nie przepadam za bałaganem, ale ta prozaiczna sytuacja pokazuje, że porządek mi szczęścia nie daje i na pewno nie jest zbyt wysoko na liście moich priorytetów 😅


Wszystko, czego tak naprawdę potrzebujemy do szczęścia jest w nas. Mnie najbardziej uszczęśliwia tworzenie chwil, kochanie ludzi, takimi jakimi są i spędzanie z nimi czasu 💛

Komentarze

Odwiedziny w ostatnie 30 dni

Zapoznaj się z aktualną Polityką Prywatności bloga Sercem & Pasją pisane Marzenia.
Korzystanie z bloga i pozostawienie komentarza jest jednoznaczne z zaakceptowaniem tej Polityki Prywatności.