Wietnam - prolog
Ludzie dziwili się, gdy mówiłam o chęci podróży do Wietnamu. A ta podróż tak naprawdę chodziła za mną latami.
2009 rok – początki mojego blogowania. Świat blogów tętnił życiem, wzajemne czytanie i komentowanie było naturalną częścią bycia blogerem. Trafiłam wtedy na bloga pewnej dziewczyny, która opisywała swoją podróż z chłopakiem/mężem do Wietnamu. Dwójka ludzi z plecakami, która razem chciała odkrywać świat.
Dla 15-latki, która była na jakimś etapie kształtowania siebie i swojego życia, była to naprawdę interesująca wizja.
Parę dni wcześniej wygenerowałam sobie blaszkę z życiową
sentencją,
która w głowie bezpowrotnie scaliła mi się z wizją podróży do Wietnamu.
Z perspektywy czasu zastanawiam się, czy w tamtym wpisie tak naprawdę urzekło mnie piękno miejsc i opis skuterowego chaosu w Hanoi, czy po prostu ta perspektywa wspólnego odkrywania świata.
Tak czy siak efekt był taki: chcę kiedyś pojechać do
Wietnamu.
8 lat później do tego zestawu dołączyła chęć wypicia kawy po wietnamsku w Wietnamie. Kawy, którą po raz pierwszy piłam w Warszawie podczas mojego pierwszego w życiu wyjazdu na dłużej niż jeden dzień.
W tamtych czasach nawet nie lubiłam kawy. Zamówiłam z ciekawości z powodu nazwy. I tak znów przypadkowo symbolem mojej pierwszej jakiejkolwiek podróży stało się coś związane z Wietnamem.
Lata mijały, marzenie czekało. Głównie dlatego, że nie byłam tak odważna, aby rzucić wszystko i sama pojechać na drugi koniec świata, nie mając podróżniczego doświadczenia i nie chciałam robić tego sama. Chciałam podzielić tę chwilę z kimś z ważnym.
Na listę rzeczy do zrobienia przed 30-stką wpisałam zjedzenie sajgonek w Sajgonie, napicie się kawy po wietnamsku w Wietnamie. Jak to z takimi listami bywa – dla mnie nie są wystarczającą motywacją 😅 W dniu urodzin tylko się nad nią zaśmiałam, patrząc na spisane pomysły i przedłużyłam jej realizację na cały 30stkowy rok.
Pierwszy wyjazd do Azji zbliżył mnie do Wietnamu. Drugi prawie był Wietnamem, ale jak to się mówi – do trzech razy sztuka. Po tych 16 latach ten nieśmiertelnik z cytatem i ja dotarliśmy do Wietnamu.
A lekcja nr 1 z tego wyjazdu brzmi: czasami nie warto spełniać marzeń na siłę.
Pojechałam, chociaż wiedziałam, że okoliczności nie są takie, jakie chciałam, aby były. Ale nie wiedziałam i dalej nie wiem, czy kiedykolwiek takie by były. Mówią, że trzeba się cieszyć z tego, co jest niż tęsknić za tym, czego nie ma, więc poniekąd dlatego spróbowałam.
To trochę taka historia upadłego marzenia.
Ale czy o to chodzi w podróżach, aby spełniały nasze oczekiwania i założenia? Chyba nie. Myślę, że mają poszerzać horyzonty, uczyć życia, wyprowadzać poza strefę komfortu, dawać nowe spojrzenie na codzienność.
W życiu wszystko dzieje się po coś, niesie ze sobą jakąś lekcję, jakiś przekaz, więc pewnie za jakiś czas zupełnie inaczej będę odbierać tę podróż.
W końcu jakkolwiek by nie było – sajgonki w Sajgonie zjedzone, 30 kaw po wietnamsku wypitych, a nawet zaliczony kurs robienia kawy! Doczekałam się deszczu w Azji (i to przez kilka dni nieustannie 😅) No i wizja Wietnamu skonfrontowana z rzeczywistością.
Dziś dzień szczęścia – więc życzę Wam samych szczęśliwości 💛
Komentarze
Prześlij komentarz
Zapoznaj się z aktualną Polityką Prywatności bloga Sercem & Pasją pisane Marzenia.
Korzystanie z bloga i pozostawienie komentarza jest jednoznaczne z zaakceptowaniem tej Polityki Prywatności.